Świat wokół nas zmienia się diametralnie, co doskonale widać na przykładzie tego, jak obecnie korzystamy ze służby zdrowia. Teleporady, transfer danych z ciągłego monitoringu glikemii bezpośrednio do komputera lekarza czy wreszcie możliwość zamówienia sobie recepty praktycznie bez odbywania wizyty lekarskiej to znaki naszych czasów. Udogodnienia te bardzo nam służą tylko wówczas, gdy korzystamy z nich w racjonalny sposób.
Dbanie o zdrowie w dzisiejszych czasach nie musi oznaczać godzin spędzonych w kolejce przed gabinetem specjalisty. Wiele konsultacji jesteśmy w stanie odbyć bez wychodzenia z domu. W przypadku choroby przewlekłej, jaką jest cukrzyca, ma to swoje uzasadnienie. Nie zawsze konieczne jest widzenie się z lekarzem twarzą w twarz, jeśli potrzebujemy jedynie odnowić recepty i skonsultować wyniki glikemii. Tym bardziej, że te ostatnie dzięki specjalnym aplikacjom możemy lekarzowi bez problemu udostępnić zdalnie. Jednak należy pamiętać, by w korzystaniu z telemedycyny nie pójść o krok za daleko.
Jak działają receptomaty?
E-recepta, stanowiąca jedno z pierwszych innowacyjnych rozwiązań w zakresie cyfryzacji sektora ochrony zdrowia, otworzyła drogę do szerokich zmian w medycynie. Rozwiązanie to zbiegło się w czasie z wybuchem pandemii Covid-19 i okazało się zbawiennym dla wielu pacjentów – mimo izolacji i obostrzeń w zakresie wychodzenia z domu można było kontynuować terapię chociażby cukrzycy. Pacjenci tak przyzwyczaili się do wygody zdalnych konsultacji, że chętnie korzystają z nich do dzisiaj. Jednak obraz tej telemedycyny zmienia się. Początkowo wizyty on-line odbywaliśmy głównie u swojego lekarza, w swojej przychodni. Dzisiaj na rynku działa wiele firm, które oferują nawet nie wizytę on-line, co po prostu receptę on-line.
W internecie reklamują się hasłami: recepta on-line, recepta 24 h/dobę, natychmiastowa recepta, recepta na już itp. Łatwo zauważyć, że w tym biznesie mniej już chodzi o faktyczną konsultację lekarską, a bardziej o zdobycie recepty. Oczywiście w ramach tej działalności, jeśli efektem „wizyty” jest recepta, konieczna jest konsultacja lekarska. Problem w tym, że jest ona ograniczona do minimum, jest to raczej warunek formalny, który należy spełnić, niż faktyczna, pełnowartościowa wizyta. Często do otrzymania e-recepty wystarczy wypełnić formularz, zawierający ogólne pytania na temat stanu zdrowia pacjenta.
Od ułatwienia do patologii
Dzisiaj mówi się już o patologii systemu. Kontrola firm świadczących usługi recepty on-line wykazała, że bardzo często pracujący tam lekarze wystawiają recepty jak automaty. W takiej ilości, że nie może być mowy o jakimkolwiek jakościowym kontakcie z pacjentem. A przecież w przypadku zdalnych konsultacji pytań ze strony lekarza powinno być znacznie więcej niż wówczas, gdy widzi on swojego pacjenta „na żywo”. Co więcej, pojawiają się podejrzenia, czy recepty faktycznie wystawiane są przez człowieka, czy przez bota, czyli rodzaj oprogramowania, który w tym przypadku zastępuje lekarza w wypisywaniu e-recepty. Skąd to podejrzenie?
Analiza recepty wystawionych przez teoretycznie jednego lekarza, identyfikowanego przez jego numer wykonywania zawodu wskazała, że fizycznie człowiek nie byłby w stanie wystawić tylu recept w ciągu danego okresu czasu, nawet gdyby w ogóle z pacjentem nie rozmawiał, nie analizował formularzy wstępnych, a jedynie wypisywał recepty. Dodatkowo, są już znane przypadki śmierci młodych osób, które dzięki nierzetelnym konsultacjom on-line uzyskały dostęp do silnych leków psychotropowych.
To wszystko sprawia, że planowane są zmiany w prawie, aby działalność firm telemedycznych faktycznie wspierała działanie służby zdrowia, a nie była wypaczeniem leczenia. Konieczne jest przede wszystkim zaostrzenie przepisów odnośnie wystawiania recept na wszystkie leki psychotropowe, bo to tej grupy medykamentów dotyczą najczęstsze wyłudzenia i nieprawidłowości.
Medycyna to nie „dr Google”
Wydaje się, że dzisiaj każdy ma dostęp do szerokiej wiedzy medycznej. Zapytania dotyczące objawów chorób i metod ich leczenia są jednymi z najchętniej wpisywanymi w internetowe wyszukiwarki. Mówimy nawet o zjawisku „doktora Googla” – wielu pacjentów do lekarza idzie w postawioną sobie uprzednio diagnozą na podstawie lektury przypadkowych artykułów w internecie. W ten sposób wydaje nam się, że świat medycyny nie ma przed nami tajemnic. A skoro tak, skoro sam już sobie postawiłem diagnozę to także sam sobie zamówię receptę na lek, który zlikwiduje moje problemy. Jest to bardzo niebezpieczne myślenie.
Sam fakt, że edukujemy się medycznie przez internet jest pewnym nieporozumieniem, bo w gąszczu informacji, jakie możemy tam znaleźć na każdy temat są zarówno informacje rzetelne, jak i całkowicie wprowadzające w błąd. Ale jeśli ma to ciąg dalszy w postaci samodiagnozowania się i samoleczenia, jest to już bardzo niebezpieczne.
Martyna Jurkiewicz