Czy warto czekać?

Właśnie dzisiaj, to jest ten dzień, kiedy zdecydowałam się opisać swoją historię, na którą sobie zapracowałam. Zacznę od początku.

Pewnego dnia udałam się na rutynowe badania do przychodni, byłam pewna siebie, że wszystko jest ok, przecież to tylko badania. Aż do drugiego dnia, kiedy odebrałam wyniki. No właśnie i co dalej, tu zaczyna się moja historia…..

Badania jak badania, trochę ręka tylko bolała, niestety żyłki mam takie sobie, ale co, winą obarczyłam pielęgniarkę, która na pewno się źle wkuła. Przecież ja się nie przyznam, że rękę źle trzymałam.

Duma??? Czy ego?

Ale przejdźmy do konkretów, bo jak zwykle są rzeczy inne ważne…

Po odbiór wyników udałam się z uśmiechem, a jak? Przecież jest wszystko w porządku. Niestety tam czekała na mnie niespodzianka, z góry na dół i odwrotnie były pozaznaczane jakieś literki plusy i minusy, nie wiedziałam co to znaczy, jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy z powagi tych badań, pomyślałam, że to jakieś symbole medyczne. I tak ze spokojem udałam się do swojego lekarza.

Na poczekalni tłum, zastanawiałam się co ja tu robię, ludzie chorzy, a ja taka zdrowa, już chciałam iść do domu, gdy nagle lekarz wyczytał moje nazwisko, no cóż, idę.

Lekarz obejrzał moje wyniki, raz, drugi i wtedy jakiś niepokój wstąpił we mnie, zaczęłam się powoli denerwować, spoglądałam na niego i bacznie go obserwowałam. Wtedy odezwał się ze stoickim spokojem do mnie, ale już nie z uśmiechem.

Diagnoza – stan przedcukrzycowy.

– Musi zacząć Pani dbać o siebie, trzeba wprowadzić dietę, więcej aktywności fizycznej. Jeśli nie będzie Pani stosowała się do moich zaleceń, będzie Pani chora na cukrzycę, a właściwie to tylko 1 procent brakuje Pani do niej, to od Pani zależy dalsze leczenie. Przepisał dodatkowo leki, poinformował jak je brać i kazał do siebie przyjść na kontrolę za 3 miesiące.

No cóż, jak już wyszłam z gabinetu, trochę byłam wystraszona, ale tylko trochę. Podniosłam głowę do góry i stwierdziłam, że wracam do domu. Ale co w domu? Kto na mnie czeka? No właśnie. Niezawodny wujek GOOGLE. Zaraz wzięłam się za jego studiowanie, trochę poczytałam i stwierdziłam, że lekarz przesadza, co on w ogóle gada, przecież nie jestem taka gruba, po co mi aktywność, dieta, leki? Pewnie chciał mnie tylko nastraszyć, jak to lekarz.

– Taaa, tabletki ja mu zaraz dam, będzie mnie konował truł. JA mam cukrzycę? Nie!

I tak sobie żyłam w nieświadomości prawie pół roku, nie stresowałam się i zapomniałam co mówił lekarz. Jadłam co i jak chciałam, dużo pracowałam, aktywności zero, bo przecież mi nie potrzeba, no i wujek Google był jak zawsze niezastąpiony.

Do czasu feralnego wtorku.

Jak zawsze praca, szybkie zakupy, gdzieś tam brak czasu na posiłek, kawka ze znajomymi w centrum handlowym, byłam zdenerwowana, a nawet podrażniona, że dzisiaj takie tłumy w galerii, co ci ludzie robią – pomyślałam zła na cały świat. Człowiek nie może się skupić ani spokojnie zrobić zakupów, poczułam oblewanie potem, ale stwierdziłam, że to przez ten cholerny tłum. Tak ich dużo…

Nagle pamiętam jak przez mgłę, jak szybko zrobiło mi się ciemno…

Obudziłam się w szpitalu, pod kroplówką. Lekarz stał obok.

Odezwałam się cichym głosem i z prawdziwym strachem w oczach – zapytałam: zawał?

– Proszę Pani jeszcze nie, ale podczas badań wstępnych możemy już stwierdzić, że ma Pani cukrzycę, niestety doszło do hipoglikemii.

– co to jest ta hipo….coś tam?

– to nic innego jak spadek glukozy – cukru u Pani w organiźmie, czy choruje Pani na cukrzycę?

– Nie – zaprzeczyłam nieśmiało

– kiedy Pani robiła ostatnio badania? Może badała się Pani w tym kierunku?

Jasność nastąpiła, przypomniało mi się, że ten lekarz co go nazwałam konowałem mówił mi coś na temat cukrzycy, czy coś na temat stanu przedcukrzycowego, odezwałam się ponownie cicho:

– tak, pół roku temu podczas rutynowych badań lekarz coś mówił o cukrzycy, lekach….

–  miała Pani zalecone leki, jakie? Brała je Pani?

Wtedy chciałam się zapaść pod ziemię, bo wstydziłam się powiedzieć, że nie, ale musiałam powiedzieć prawdę, teraz już nie ma żartów,

– tak miałam przepisane leki, miałam je brać 2 razy dziennie, ale myślałam, że jak jeszcze poczekam, to może samo przejdzie, może lekarz się pomylił, że to nie JA.

–  no cóż mam powiedzieć…,

– wiem, ale w internecie było napisane, że to nie tragedia, że można poczekać, żeby się nie przejmować,

– Pani Kasiu, a gdyby było napisane w internecie, że ma Pani wyskoczyć z okna to co…..? ręce się załamują, taka fajna z Pani kobieta, a uwierzyła w moc internetu, nie wiem co mam powiedzieć, co wy wszyscy widzicie w nim, dlaczego go traktujecie jak osobistego lekarza ?…

–  Panie doktorze, wstyd mi się teraz przyznać, ale cóż mam jeszcze dodać……………..- odpowiedziałam pełna zawstydzenia – Bałam się przyznać, że to ja mogę być chora, a w ogóle to strasznie boję się brać leki, zdaje mi się, że od nich będzie mi jeszcze gorzej, że zacznę się dusić i……

– rozumiem Panią ale swoim strachem tylko sobie Pani zaszkodziła jeszcze bardziej. Jeśli mi Pani pozwoli pomóc sobie, to poprowadzę Panią przez najbliższe dni, tak aby wyregulować cukry na odpowiednim poziomie, a potem skontaktuję Panią z dobrym psychologiem, by móc przemóc się przed lekami, bo jeśli tego nie zrobimy, to możemy pożegnać się z dobrze prowadzoną cukrzycą.

Po paru dniach zostałam wypisana do domu, z zaleceniami, postawiona na nogi, pełna optymizmu z prezentem do domu.

No właśnie, co to za prezent? Glukometr i pen z insulinką. Super prezent wymarzony na urodziny, bo właśnie skończyłam 30 lat i co? Cukrzyca, zapracowałam sobie. Wtedy to sobie postanowiłam, że się nie poddam, to ja będę moją cukrzycę prowadzić, a nie ona mnie.

W skrócie moja historia. Cukrzyca – TAK, zapracowałam sobie – TAK, jak najbardziej. Tylko nie raz się zastanawiam i zadaję sobie pytanie: czy to tak by się skończyło, gdybym wtedy posłuchała lekarza, gdybym nie czytała wujka Google (tak mądrego przecież), gdybym brała leki, gdybym zmieniła dietę, gdyby nie moja duma, ego, itd… Tego się już chyba nigdy nie dowiem.

A tak na serio to najlepszy prezent dostałam później. Ale to za chwilę… Teraz już wiem, że cukrzyca nie jest straszna, że trzeba dbać o to co jemy, jak żyjemy, że warto sie badać, a przede wszystkim słuchać lekarza, a nie internetu. Nie warto bagatelizować najmniejszych objawów. Chodzę teraz regularnie do lekarza, słucham się porad mojej edukatorki od cukrzycy – wspaniałej kobiety. Systematycznie prowadzę samokontrolę, jestem chyba teraz najbardziej posłuszną pacjentką. Ha ha, tak, właśnie ja…

Tak, właśnie ja – taka teraz mądra. I powiem wam coś jeszcze, dzięki mojemu lekarzowi i pielęgniarce diabetologicznej dostałam najwspanialszy prezent od życia jaki mogłam sobie wymarzyć – mam Wspaniałego Syna – zdrowego!!!!!

Żyję i cieszę się z każdego dnia. Przecież to nie koniec świata.

M.K.

Skip to content